- Julie!- usłyszałam
za sobą.
Och, serio? Akurat
teraz, kiedy idę na zakupy, on musi mi przeszkodzić. Nie żeby Jego towarzystwo
specjalnie mi przeszkadzało… Nie. Jednak po prostu mi przeszkadza.
- Lunatykujesz, czy
jak?- powiedział, kiedy mnie dogonił, a ja się zatrzymałam.- Nie słyszałaś
mnie- wytłumaczył.
- O, przepraszam. O co
chodzi?- miałam zły dzień i okres, naprawdę towarzystwo paparazzi nie sprzyjało
mi, biorąc pod uwagę, że wszyscy już i tak pewnie tylko czekali, aż coś mi
przecieknie. Nie potrzebowałam tego udokumentować.
- Trochę mi się nudzi,
więc pomyślałem…
- Nie masz jakichś
prób dźwiękowych, czy coś?
- Mam, za…- spojrzał
na swój, z pewnością mega drogi i oryginalny, zegarek marki Rolex. Szybko
wychwytuje się takie rzeczy.- Dwie godziny i niecałe czterdzieści minut.
Westchnęłam głośno z
nadzieją, że zrozumie moją aluzję. Nie wątpię, że zrozumiał. Ale wątpię, żeby
wziął ją sobie w najmniejszym stopniu do serca.
- Gdzie idziemy-
zapytał, kiedy ruszyłam z miejsca.
- Do galerii- odparłam
zrezygnowana.
- Nie ma tam nic
ciekawego. Beznadziejne kolekcje. Mam lepszy pomysł.
Gotowało się we mnie.
Byłam niewyspana, brzuch mnie bolał, jak cholera, a jedyne, o czym marzyłam to
kupić sobie jakieś cholernie drogie buty.
~***~
- Niemożliwe!- tylko
tyle udało mi się wykrztusić, kiedy stanęliśmy przed najprawdziwszym wejściem
do Prady!- Harry, ja tam nie wejdę- wrócił do mnie zdrowy rozsądek.
- Ale oczywiście, że
wejdziesz, zaraz- uśmiechnął się lekko. Ale to nie był ten uśmiech, który
towarzyszył mu zazwyczaj. To był… władczy uśmiech. Taki, który nie przyjmuje
odmowy. Ale ja jestem skłonna odmawiać.
- Nie ma mowy, nie
moje progi- odpowiedziałam hardo.
- Posłuchaj, Julie-
schylił się lekko, aby lepiej spojrzeć mi w oczy.- Wejdziesz teraz do sklepu
przed nami i będziesz cieszyła się zakupami razem ze mną. Będziemy rozmawiać o
rzeczach, które nam się podobają, wyśmiewać je, albo bóstwić. Rozumiesz?
Nawet nie wiem, kiedy
moje wargi przestały mieć ze sobą kontakt.
Zaborczy Harry, no
proszę. Chyba bardzo zależy mu na tym sklepie.
Przytaknęłam głową,
właściwie nie będąc do końca pewną, na co się zgodziłam.
- Cieszę się, chodź- i
wrócił dawny Harry.
~***~
- Nie wierzę, że
właśnie mam na sobie najprawdziwsze okulary od Prady!- przeglądałam się w
lusterku, podczas gdy Harry opierał się o szklany blat i uważnie mi się
przyglądał.
- Powiększają Ci
policzki- skomentował w końcu.
- Przepraszam?-
zdjęłam okulary i uniosłam wysoko brwi.
- No tak, wyglądają
jak takie dwa pączuszki.
Patrzyłam na niego z
niedowierzaniem, zupełnie jak kobieta obsługująca nas. Jednak powaga opuściła
go, kiedy głośno zachichotał.
- Szkoda, że nie
widziałaś swojej miny- uśmiechnął się wrednie.
Oddałam kobiecie
okulary, a chłopakowi posłałam kuksańca w bok.
- Przepraszam, jeśli
mogę- wtrąciła się wcześniej wspomniana kobieta.- Uważam, że pańskiej partnerce
należą się te okulary- spojrzała na niego wymownie.
- Wiem, podkreślają
jej wspaniałe kości policzkowe. Ile kosztują?
- Nie!- powiedziałam
trochę za głośno, a kilka zadumanych w sobie kobiet popatrzyło na mnie z
irytacją.- Nie chcę ich.
- Julie, nie bądź
uparta- zwrócił się do mnie jak do rozpuszczonej dziesięcioletniej
dziewczynki.- A wracając do okularów. Poprosiłbym o pokrowiec. Macie Państwo
różne wzory?
- Czy Ty mnie w ogóle
słuchasz?- oparłam rękę na biodrze.
- Zawsze Cię słucham. Tylko
nie ze skóry gadów. Nie cierpi gadów- znowu zwrócił się do sprzedawczyni,
podczas gdy ta szukała pokrowców.
- Nie podobają mi się-
powiedziałam z nadzieją, że w ten sposób mnie posłucha.
- Nie?- no nareszcie!
- Nie. Są zdecydowanie
za duże no i nie podobają mi się szkiełka.
- Och, w takim razie,
jeszcze się rozejrzymy- wytłumaczył kobiecie i dotknął lekko moich pleców,
kierując mnie w odpowiednią stronę. O nie, tylko nie buty, proszę.
Tyle par! Kolorów!
Raj, nie sklep!
Odwróciłam się, żeby
powiedzieć Harry’emu o moim zachwycie, ale na jego miejscu zastałam jedynie
sprzedawczynię, tę samą, co wcześniej.
- Pani towarzysz udał
się do działu męskiego, prosił, abym Pani towarzyszyła- uśmiechnęła się ciepło
kobieta.
Poczułam się nieswojo,
kiedy u mojego boku nie było Harry’ego. Byłam w jednym z najdroższych sklepów,
jako przeciętna kobieta, o przeciętnych zarobkach. Nie było już koło mnie
gwiazdy, dzięki której nikt nie zwracał na mnie uwagi.
- Mogę prosić o
rozmiar?- zapytała kobieta.
- 37,5- uśmiechnęłam
się.
Brunetka opuściła mnie
jednak tylko na chwilę. Wróciła szybko z białym pudełkiem. Wręczyła mi je.
Otworzyłam je, a w środku znalazłam najpiękniejsze szpilki jakie kiedykolwiek
widziałam. Ich prostota zapierała mi dech.
- Proszę przymierzyć-
nalegała.
Usiadłam w miękkim
fotelu i zdjęłam swoje baletki. Na ich miejsce wstąpiły te cudeńka. Wstałam i
poczułam się jak w niebie.
- Są idealne-
wyszeptałam, przechadzając się po płytkach. Tak, chodziłam po płytkach w szpilkach,
które były na tyle dobre, że nie uciskały mnie w żadnym miejscu i nie ślizgały
się w żaden sposób. Podzieliłam się moimi przemyśleniami ze sprzedawczynią. Czy
to możliwe? Och, tak. Jeżeli buty kosztują ponad 700 funtów!
Szybko je z siebie
ściągnęłam i wręczyłam lekko zdziwionej kobiecie.
- Proszę je stąd
zabrać, zanim wróci Harry.
Zignorowałam fakt, że
ona może nie wiedzieć, jak chłopak ma na imię.
Na palcach podreptałam
do fotela i znów wciągnęłam na stopy moje buty, które teraz wyglądały jak
śmieci.
Czekałam dłuższą
chwilę, zanim ktokolwiek raczył mi towarzyszyć. Przeszłam się po sklepie,
kierując się w stronę wyjścia.
Wzdrygnęło mną, kiedy
chłopak się odezwał.
- Kupiłem portfel-
powiedział dumny.
Spojrzałam na jego
papierową torbę.
- Musi być duży-
uniosłam brew, obserwując rozmiar pakunku.
- Och, i buty- dodał.-
Chcesz zobaczyć?
Przytaknęłam.
Wyjął białe pudełko i
je otworzył. W środku znajdowała się para beżowych szpilek.
Uśmiech zszedł mi z
twarzy. Spojrzałam wystraszona na Harry’ego.
- Spodobały Ci się,
prawda?- mówił niewzruszony.
- Tak, to znaczy nie!
Kiedy mówiłam, że chcę sobie kupić cholernie drogi buty miałam na myśli max 80
funtów! Nie 700!
- Mówiłaś?
- Myślałam! Boże,
Harry, jak ja mam Ci oddać te pieniądze? Przecież ja nawet tyle nie mam!
- To prezent.
- Nie. Prezent
kosztuje najwyżej 20 funtów. To jest…! Ja nawet nie wiem, co to jest!-
wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Stać mnie na to,
dobrze o tym wiesz.
- Byłabym Twoją
dłużniczką do końca życia i nie wiem, jak bardzo musiałabym ograniczać swoje
potrzeby, żeby za to zapłacić!
- Julie- złapał mnie
za ramiona,- nie jesteś w żaden sposób zobowiązana, do niczego, rozumiesz?
- Tak, ale to nie
zmienia…
- Nie każ mi proszę
przechodzić przez te wszystkie męczące procedury zwrotu towaru, dobra?
- Har..
- I obiecaj mi, że
będziesz w tym chodzić- wystawił torbę w moim kierunku.- Julie?
- Dobra- niepewnie
chwyciłam pakunek.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Uśmiech pojawił się na
jego twarzy, chwilę potem na mojej również.
- Wiszę Ci porządny
obiad.
____________________
1 086 wyrazów!
Gratulacje dla mnie!
Spisałyście się!
Ta sama poprzeczka ;)
6 komentarzy= next :**
Dziękuję Wam za wszystko <33
Do następnego :]
Love xoxo
Niall's wife :)